niedziela, 17 lutego 2013

005. KIDS CHOICE AWARDS 2013

  Tak jak co roku na nickelodeon odbywa się gala KIDS CHOICE AWARDS. Są rozdawane nagrody z dziedzin muzyki, filmu a szczególnie telewizji.
  Uważam, że w tym roku nie ma zbyt ciekawych nominacji szczególnie z dziedziny muzyki. Każdy może zagłosować na głównej stronie KCA2013, ale w tym roku Nickelodeon Polska stworzył własną stronkę, gdzie można nawet wybrać przykładowo polską gwiazdę muzyczną - link.
  Gala rozpocznie się 24 marca o godzinie 20 na Nickelodeon Polska, co jest zaskoczeniem, ponieważ rozpocznie się w dzień premiery w USA.
W tym roku zaszczyt poprowadzenia gali przypadł Joshowi Duhamelowi.

piątek, 15 lutego 2013

004. Trendy wiosna/lato 2013

    Nowości w modzie na wiosnę i lato 2013 zapowiadają się kolorowo i różnorodnie. Jedna z moich ulubionych marek Kenzo proponuje na ten sezon egzotyczne wzory połączone ze zwierzęcymi i roślinnymi nadrukami. Jeśli chcemy nosić takie wzory należy je skomponować z minimalistycznymi oraz prostymi ubraniami.


Burberry Prorsum proponuje nam minimalistyczną oraz pełną blasku kolekcje. Występuje tam wiele kolorów oraz metalicznych tkanin. Najbardziej podobają mi się płaszcze, które są ukazane we wzorze "ombre" znanym nam z lata 2012 kiedy było on najbardziej popularny.Według mnie był to jeden z najlepszych pokazów. Jeśli chcemy nosić lśniące sukienki najlepiej sprawdzą się one wieczorem. Błyszczące marynarki oraz spodnie zestawione z prostą koszulą nadadzą się na dzień.
     

Piękne lata 60 wracają na salony. Louis Vuitton, Moschino czy Michael Kors idealnie ukazują nam oraz przekazują klimat tego okresu. Występują tam geometryczne fasony oraz dziewczęce kolory i nadruki. Polecam zainwestowanie w dziewczęce torby kuferki oraz minisukienki, które idealnie sprawdzą się latem.


Znane domy mody oferują nam mnóstwo nowych pomysłów na ulepszenie swojej garderoby. Jeśli coś wam się spodobało i chcecie zakupić parę rzeczy znanych marek zapraszam na strony takie jak:



https://www.kenzo.com/en/shop/women_101

czwartek, 14 lutego 2013

003. Nie szczuj mnie swoimi psami

Obecnie jeden z najbardziej popularnych polskich zespołów rockowych postanowił wybić się na rynek zagraniczny. Raczej nikt się temu nie dziwi, ponieważ COMA ma ogromny potencjał. Łodzianie podjęli się tego zadania już w roku 2010 , kiedy to ukazała się płyta "Excess" - anglojęzyczny album, na którego składały się piosenki z ukazanej dwa lata wcześniej "Hipertrofii".
 Wokalista, a także autor tekstów Piotr Rogucki jak sam mówi, popełnił błąd. Piosenki tworzące "Excess" były tłumaczone dosłownie czyli polski=angielski. Nie wychodziło to najlepiej, zważywszy na to, że utwory COMY są pełne metafor i filozoficznych poplątań. Piotr Rogucki korzystał z angielskiego na jego poziomie, więc wielu metafor nie zawarł. Tak więc płyta przeszła bez echa. Przez fanów została przyjęta dosyć dobrze, ale osoby nie znające zespołu po prostu nie zwróciły uwagi na krążek.
Najnowszy album formacji COMA noszący nazwę "Don't set your dogs on me", którego jestem szczęśliwą posiadaczką został nagrany w języku angielskim. Ale członkowie zespołu podeszli do niego zupełnie inaczej.

"Don't set..." zawierający cały "Bez nazwy" (przez fanów ochrzczony mianem 'Czerwonego albumu") plus "Song 4 boys" czyli piosenkę promującą serial "Misja Afganistan", w którym Piotr Rogucki gra jedną z głównych ról nie został tłumaczony dosłownie. Niektóre piosenki są kompletnie inne niż ich pierwotny, polski oryginał. Jedynie piosenka "Na pół" została przetłumaczona bardzo podobnie do ojczystej poprzedniczki. 
A reszta?
Muzyka jest identyczna, tekst już nie. Ale właśnie to ma zadecydować o sukcesie krążka na rynku zagranicznym, którego dosłownie tłumaczony "Excess" nie podbił. Gdy w polskiej wersji teksty mówią o Łodzi i innych polskich miastach, tu już zostały zamienione na miasta powszechnie znane - Moskwa, Nowy York, Bangkok. Piosenka "0Rh+" to już nie jest "Lion" - choć podkład ten sam, to tekst kompletnie inny. Piosenki są luźnymi powiązaniami. Czy dobrze? 
To już nie jest ta COMA sprzed dziesięciu lat. To zespół zmieniający się na przestrzeni czasu. Niektórzy mówią, że na gorsze, inni na lepsze. Fani podzielili się na zwolenników i przeciwników albumu "Bez nazwy". Uważam, że "Czerwony..." nie jest krążkiem wybitnym, jakim była płyta "Pierwsze wyjście z mroku". To album z lekka komercyjny, ustawiony pod większą publikę. Tragiczne wręcz "Na pół" zostało przyjęte entuzjastycznie przez masową publikę. Jest to oczywiście inne, świeże i nowe wcielenie COMY, ale według mnie stracili swój dawny charakter. Gdzie piosenki były mocne, prawdziwe, niektóre uderzały w najgłębsze zakamarki umysłu, często powodując szczęście, złość, płacz. "Czerwony album" bezpowrotnie to stracił. Nadzieją były według mnie tylko piosenki "0Rh+", "Białe krowy" i "W chorym sadzie". Niestety to za mało, aby uznać tą płytę za wybitną. Na anglojęzycznym odpowiedniku z pewnością na wyróżnienie zasługuje "Keep the Peace", "A better man" lub "Dance with a Queen".

"Don't set your dogs on me" jest o tyle ciekawy, że można doszukiwać się w piosenkach zupełnie czegoś innego, co nie jest powiązane z "Czerwonym albumem". Chłopakom się udało - odwalili kawał dobrej roboty, z pewnością uda im się porwać zagraniczną publiczność. Ja, jako ogromny fan jestem z lekka zawiedziona, ale to z pewnością efekt porównywania tego albumu i ich starymi krążkami. 
Dla nowicjuszy - naprawdę świetna rozrywka, jak najbardziej polecam do posłuchania. Jest dużo dobrych riffów, niektóre są ciężkie, a niektóre lekko zakręcone i przyjazne. 
Dla długoletnich fanów - ciekawy album, nieporównywalny jednak z poprzednimi krążkami (stracił swój urok i oryginalność taki jaki miała "Hipertrofia"). Do posłuchania, ale rewelacji nie ma. 
Anglojęzyczny album Roguckiego i spółki na pewno przypadnie do gustu publiczności zagranicznej. A czy Polakom? Niektórzy ich obrzucą obelgami, inni padną do stóp. Prawdziwi fani powinni jednak stać spokojnie i przyglądać się kolejnym poczynaniom zespołu. Mam nadzieję, że nie zostaną zawiedzeni.



Ocena: 6.5/10

sobota, 9 lutego 2013

002. Trzy siostry z Kalifornii

Haim, bo tak brzmi nazwa zespołu powstał w Kalifornii. Este, Danielle i Alana łączą folk z rockiem oraz latami 70. W tym wszystkim są bardzo nowoczesne. Dorastały w  San Fernando Valley. W 2006 roku założyły wspólny zespół. Zaczęły grać na sporadycznych, małych koncertach w Los Angeles, gdzie się urodziły. Wspierały wiele koncertów znanych artystów takich jak Ke$ha czy The Henry Clay People.

Dzięki temu ich kariera zaczęła nabierać tempa. Poprzez pewne wydawnictwo jedna z ich czterech piosenek z mini albumu pt. "Forever" została udostępniona do pobrania za darmo od 10 lutego 2012 roku. Podpisały kontrakt z Polydor Records w czerwcu zeszłego roku. W sierpniu tego roku występowały gościnnie na koncercie zespołu Mumford&Sons.  Zyskały u mnie wielkie uznanie, gdy dowiedziałam się że supportowały Florence&The Machine. Wygrały również plebiscyt BBC Sounds of 2013. Jedną z moich ulubionych piosenek jest "Don't save me". Wprowadza mnie w bardzo wakacyjny klimat i pokazuje na co stać ten zespół. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że zagrają na tegorocznym Open'erze w Gdyni. Jest to idealne miejsce, aby pokazać swój talent ludziom i zaistnieć. 

 


001. Śpiewanie, granie, nagród dostawanie

Zamiast powitania...
Zaprezentuję pierwszą filmową recenzję na tym blogu. 
"Nędznicy" - musical, który zdobył trzy Złote Globy i osiem nominacji do Nagrody Akademii z pewnością załużył na owacje. Chociaż nie na stojąco.
Nie oglądałam żadnych innych ekranizacji, nie czytałam książki. Mogę więc powiedzieć, że oceniam wszystko z poziomu nowicjusza, który nigdy nie miał z "Les Miserables" doczynienia.
Reżyser Tom Hooper zrobił rewelacyjne widowisko na podstawie powieści Wiktora Hugo wraz z kapitalną obsadą. Ale po kolei.
Nominowany do Nagrody Akademii aktor Hugh Jackman, tym razem zamiast mutanta z adamantiowymi kośćmi, wcielił się w Jeana Valjeana. Jest to główny bohater, który będąc zbiegłym więźniem dostaje szansę od Boga na lepsze życie. Za kradzież chleba zostaje skazany na dwadzieścia lat przymusowej pracy. Niesprawiedliwość która go dotknęła nie daje mu spokoju. Chleb bowiem ukradł dla głodującej rodziny, a z natury nie był złodziejem. 
Gdy zostaje złapany przez inspektora Javerta (w tej roli niesamowity Russell Crowe) myśli, że jego cały świat legł w gruzach. Jednak los się do niego uśmiecha i Jean Valjean zostaje przedterminowo zwolniony.
Zaczynając życie od początku, nie mając kompletnie niczego znajduje drogę do Boga. Uświadamia sobie, że przez cały czas On na niego patrzył. A co za tym idzie? Wiele niesamowitych scen. Jackman słusznie za odegraną postać zgarnął Złoty Glob.
Grająca u jego boku Anne Hathaway, która także załapała się na oscarową nominację i Złoty Glob, wcieliła się w Fantine - samotną matkę żyjącą w skrajnej nędzy. Jest tak biedna, że sprzedaje swoje włosy i aby utrzymać siebie i swoją córkę zostaje prostytutką.

Jej rola nie zrobiła na mnie większego wrażenia, aczkolwiek przez wszystkich znana i śpiewana pieśń "I dreamed a dream" była niezwykle poruszająca, mnie wzruszyła do łez. Reżyser słusznie postąpił ukazując tylko samą twarz aktorki, dzięki czemu jej ekspresja ściskała serce i ukazywała ból bohaterki. Hathaway do tej roli schudła kilkanaście kilogramów i ścięła swoje włosy. Jak mówiła w jednym z wywiadów, było to dla niej traumatyczne przeżycie i mimo tego, że sama wpadła na ten pomysł, to później płakała jak histeryczka. Według mnie jej podejście i determinacja sprawiły, że zasłużyła na nominację "najlepszej aktorki drugoplanowej".
Jednak postacią, która zrobiła na mnie największe wrażenie była persona odegrana przez Russella Crowe'a. Javert w którego się wcielił, był inspektorem ścigającym Jeana Valjeana przez prawie dwadzieścia lat. Dążył do celu mimo tego, że chyba pogodził się z tym, że jego los był już przesądzony. Jednak nie poddał się. I to najbardziej spodobało mi się w tym bohaterze. Russell Crowe odegrał Javerta na najwyższym poziomie - był bardzo naturalny i realistyczny. Człowiek ma ochotę się z nim utożsamić - tyle lat wędrówek i poszukiwań, które nie odniosły skutku. Tak jak w prawdziwym życiu.
Według mnie to właśnie Crowe zasłużył na Oscara, nie dostał jednak nominacji. Szkoda.
Niedocenioną i niezauważoną postacią była Eponine odgrywana przez Samantę Barks. Jej rozpaczliwy śpiew w deszczu był piękny i poruszający. Aktorka ma naprawdę dobry głos. Była postacią tragiczną, przeciwieństwem nijakiej Cossete granej przez Amandę Seyfried.

Po Helenie Bohnam Carter można się było spodziewać jaką odegrała rolę (czyt. sprytna, cwana, szalona, dziwnie ubrana kobieta), Eddie Redmayne zagrał bardzo przeciętnie, a Sacha Cohen nie przypadł mi do gustu.
A co ze śpiewem? Dla mnie wciąż czymś niepojętym i nieprawdopodobnym jest to, że aktorzy śpiewali wszystkie piosenki na planie. Nie były one nagrywane w studiu jak to jest przyjęte w zwyczaju. Mikrofony były ukryte w kwiatach, wazonach, za pomnikami. Aktorzy musieli zdać test ze swoich umiejętności wokalnych i pokazać, że potrafią zaśpiewać nawet w najgorszych warunkach. Piosenki stanowią główny element filmu - bohaterowie po prostu swoje kwestie wyśpiewują. Trudno tutaj o dłuższy dialog. 
To właśnie powoduje, że "Nędznicy" mają świetny klimat i czuć w nich prawdziwą magię musicalu. Scenografia i kostiumy także zasługują na owacje.
Ale czemu nie na stojąco? Wadą tego filmu z pewnością jest jego długość. Wiele wątków możnaby po prostu wyciąć albo skrócić. Czasem jest zbyt chaotycznie i nie można się połapać w tym, o co chodzi. 
Dla mnie jak najbardziej zasłużona ocena 7/10. Polecam fanom musicali, ale nie tylko. W końcu to wspaniałe widowisko z gwiazdorską obsadą.
I oni naprawdę dobrze śpiewają!

Ocena: 7/10