sobota, 30 listopada 2013

030. Switched at Birth


 W dzisiejszej notce napisze o kolejnym serialu produkcji abcfamily, Switched at Birth. Historia dla nie których może być banalna ale nie dla wszystkich, opowiada o dwóch dziewczynach, dwóch rodzinach, które mają ze sobą coś wspólnego. Bay to dziewczyna żyjąca w bogatej rodzinnie, dostaje wszystko co chce, typowa buntowniczka która wyróżnia się od swojej rodzinny nie tylko wyglądem ale charakterem. W najbiedniejszej dzielnicy mieszka niesłysząca Daphne wraz z mamą i babcią. Daphne to rudowłosa dziewczyna o jasnej cerze. Gdy pewnego razu Bay sprawdza na biologi jaką ma grupę krwi okazuje się ona nie możliwa, gdy rodzice nastolatki dowiadują się że ich córka została zamieniona po narodzinach (z tond tytuł serialu) i że przez 16 lat wychowywali nie swoje dziecko. Rodzice Bay odnajdują swoją prawdziwą córkę Daphne. Daphne wraz z swoją mamą i babcią nie mają gdzie zamieszkać więc wprowadzają się do domku dla gości w domu Bay Kannish. Cały serial opowiada o problemach związanych z tą sytuacją, oczywiście o perypetiach miłosnych i łączy dwa światy słyszących i niesłyszących. Switched at birth na początku wydaje się nudy, później napięcie rośnie i jest dosyć dramatyczny wątek tej historii.
Zostały wyemitowane dwa sezony, fani SaB czekają na trzeci sezon który, będzie miał premierę w styczniu 2014. Odcinki można oglądać na stronie filmmex.p, SERDECZNIE ZAPRASZAM.
Moja ocena tego serialu jest pomiędzy 8 a 9 (na 10 pkt), ponieważ daje mi inne spojrzenie na ludzi niepełnosprawnych, a przy okazji uczy języka migowego. Na koniec zwiastun 3 SEZONU :)


niedziela, 24 listopada 2013

029. Pięćdziesiąta rocznica "Doctora Who"

.
DOCTOR WHO MOOD: ACTIVATED

Nie wiem, czy ktokolwiek z Was ogląda serial "Doctor Who". Chcę tylko powiedzieć, że warto. Naprawdę warto. Możecie go oglądać >>>TUTAJ<<<

Serial opowiada o ostatnim Władcy Czasu, który nazywa się Doktorem. Podróżuje on w czasie i przestrzeni statkiem kosmicznym przypominającym policyjną budkę, zabierając ze sobą ziemskich towarzyszy.

To nie będzie recenzja, ponieważ zamierzam ją zrobić zdecydowanie dłuższą. Tutaj mam zamiar opisać tylko moje wrażenia po obejrzeniu odcinka specjalnego, wyemitowanego 23 listopada 2013r.

Tak więc dokładnie wczoraj minęło 50 lat od emisji pierwszego odcinka "Doctora Who" - w 1963r. Pierwszy Doktor wyszedł ze swojego TARDISA.

No więc bardzo się ucieszyłam, że Rose (Billie Piper) ponownie pojawi się w serialu. A spotkanie trzech Doktorów - w tym Dziesiątego, odgrywanego przez Davida Tennanta, było dla mnie czymś niesamowitym. Cały czas siedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy :)


W odcinku pojawia się Dziesiąty Doktor (odszedł w ostatnim odcinku 4 sezonu), Jedenasty Doktor (odchodzi w ostatnim odcinku 7 sezonu) oraz "War Doctor", którego można przetłumaczyć jako "Doktora Wojny". Jest on regeneracją powstałą między Ósmym a Dziewiątym Doktorem. Prócz tego na chwilę pokazują się wszyscy Doktorzy ;)

Odcinek specjalny opowiada o tym, jak w 2013r. coś okropnego budzi się w National Gallery w Londynie. W roku 1562 w elżbietańskiej Anglii ma miejsce morderczy spisek, a gdzieś w kosmosie starożytna bitwa osiąga swoje niszczycielskie apogeum. Cała rzeczywistość jest zagrożona, gdy przeszłość wraca i nawiedza Doktora.



Co o nim sądzę? Jestem bardzo zadowolona. Spotkanie Doktorów naprawdę świetnie im wyszło. Plus w dodatku przez chwilę pojawił się nam Dwunasty Doktor (Peter Capaladi)! Dlatego jestem tak podekscytowana :) Szkoda jednak, że Christopher Eccleston czyli Dziewiąty Doktor dosłownie "mignął" nam przed oczami. Bardzo go lubiłam i żałuję, że nie pojawił się na dłużej w tym odcinku.



Bardzo było mi przykro z powodu tego, że Rose była tylko duchem. Widział ją tylko War Doctor. Miałam nadzieję na spotkanie Dziesiatego i Rose... a tu niestety bardzo się zawiodłam. Miałam ochotę popłakać się z tego powodu, ponieważ on nawet jej nie widział. Więc krótko mówiąc: po prostu się nie zobaczyli... A właśnie ta para (10xRose) jest moją ulubioną. I naprawdę okropnie cierpiałam widząc, jak są na jednym ekranie razem, a nawet się nie widzą.

Matt Smith odgrywający Jedenatego Doktora spisał się świetnie. Szczególnie podobał mi się moment, gdy Doktor nie mógł przejść obojętnie obok fezu ;)



 Co mogę jeszcze powiedzieć? Nareszcie rozwiązała się zagadka ostatnich słów Twarzy Boe, które brzmiały "nie jesteś sam" i były skierowane do Doktora.

Chodzi o to, że Doktorzy mogą uratować Gallifrey - czyli ich rodzimą planetę, która zginęła w Wielkiej Wojnie Czasu. Mogą razem cofnąć się do tych czasów i ją ocalić. I całe szczęście, że im się udaje. To dlatego Twarz Boe powiedziała to do Dziesiątego - ponieważ on nigdy nie został sam, bo Gallifrey przeżyła, a Doktor o tym nie wiedział. Jakby co, to miało to miejsce oczywiście w przyszłości, gdy się spotkali. Właśnie wtedy Twarz Boe umierała. A wiadomo, że był nią Jack Harkness :)



Jestem bardzo zadowolona. Był to jeden z nielicznych odcinków, który był bardzo wesoły i w którym nikt nie ginie. Uratowana Gallifrey, trzech Doktorów, Rose... jestem szczęśliwa, z chęcią obejrzałabym ten odcinek jeszcze raz ;)
Tak więc już nie przynudzam i szybciutko kończę. Z niecierpliwością czekam na nadejście jesieni - premiera kolejnego sezonu "Doktora Who", z Peterem Capaladim jako Dwunastym.

Pozdrawiam Was, Whoovians!


 _____________________________________________________________________

A tak dodam na koniec - wczoraj miała miejsce również premiera 4 sezonu My Little Pony! Obejrzałam oczywiście ten odcinek - i muszę przyznać, że był naprawdę fajny. Idealny na rozpoczęcie nowego sezonu, który będzie miał aż 26 odcinków! Możecie obejrzeć go po angielsku o tutaj >>> LINK <<<
EDIT: Już jest z polskimi napisami! >>>LINK<<<

Whovians, Pegasis, Brony's - pozdrawiam :)

sobota, 2 listopada 2013

026 027 028 Trzy mini recenzje w jednym #2

Kolejny cykl "Trzech mini recenzji". Dłuższe recenzje postanowiłam pisać o filmach, które naprawdę były dobre i które rzeczywiście bardzo przypadły mi do gustu.


http://1.fwcdn.pl/po/89/82/648982/7566099.3.jpg?l=1378300209000Chce się żyć
Premiera: 11.10.2013

Przepiękny film. Nie wiem, co tak naprawdę mogę więcej o nim napisać. Ogólnie, to nie przepadam za polskimi produkcjami, ale w tym wypadku muszę zrobić wyjątek - "Chce się żyć" to przykład tego, że można dostrzeć iskierkę nadziei dla rodzimej kinematografii. Rola Dawida Ogrodnika po prostu POWALA na kolana. To co wykonał, jak wszedł w rolę niepełnosprawnego chłopca... tego nie da się opisać. Zasługuje na ogromne brawa, gratulacje, szacunek i Oscara.
W skrócie:  Historia chorego na niedowład kończyn Mateusza, który podejmuje trudną walkę o godność i prawo do normalnego życia.
Ogólnie, film naprawdę mnie poruszył. Nie chodzi tu o to, aby płakać co drugą scenę - chodzi o prosty przykład empatii, "wejścia" w historię Mateusza i neutralnego spojrzenia na osoby niepełnosprawne. To trzeba zobaczyć. Może wtedy zrozumiemy chociaż maleńką cząstkę otaczającego nas świata.

Ocena: 8/10

Premiera: 18.10.2013

http://1.fwcdn.pl/po/54/17/625417/7541075.3.jpgNo więc zacznijmy od tego, że nie oglądałam poprzednich ekranizacji, za to czytałam książkę - Stephen King jak zwykle okazał się niezawodny i powieść była świetna.
Nie mogę niestety powiedzieć tego o filmie. Darzę sympatią Chloë Grace Moretz i uważam, że nieźle odegrała swoją rolę, jednak to nie było to. Demi Moore była bardzo przekonująca w roli matki-fanatyczki religijnej... ale to również nie starczyło. Myślę, że najbardziej zawiniła tu reżyserka, ponieważ zrobiła film prawie w ogóle nie posiadający fabuły. Jedyna scena, w której coś się dzieje, ma miejsce pod koniec filmu. A przez ponad godzinę człowiek siedzi i patrzy ze znudzeniem na rozterki Carrie. 
Ten film mógłby być naprawdę dobry, gdyby wprowadzono tam nutkę dreszczyku i psychozy. To co się dzieje w umyśle dziewczyny można było tak rewelacyjnie ukazać... przedstawić jej emocje i przeżycia (teraz nie wiem, jak to ująć, mam nadzieję, że ktoś zrozumie to, co miałam na myśli) w postaci czegoś psychicznego, czego z jednej strony nie chcielibyśmy przeżyć, a z drugiej strony to nas pociąga.
W skrócie: Carrie odkrywa, że posiada moc telekinezy. Postanawia ją wykorzystać przeciwko nieprzychylnemu jej społeczeństwu.
Film był niezły, ale nic poza tym. Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego.

Ocena: 5/10 


Grawitacja (Gravity) 
Premiera: 11.10.2013
http://1.fwcdn.pl/po/42/30/564230/7570055.3.jpg?l=1380068498000
Na tym filmie autentycznie się męczyłam. Siedziałam, powieki mi opadały, walczyłam z sennością i starałam się dostrzec w tym filmie coś, co pozwoliłoby mi na dobrą opinię o nim. W połowie się udało.
Fabuła ciekawa, jednak według mnie, nie jest to film "do kin". To dobry przykład dziesiątej muzy, którą trzeba obejrzeć w domowym zaciszu. Ponieważ kosmos, który otacza Sandrę Bullock i George'a Clooney'a jest naprawdę czymś niesamowitym, a ich historię trzeba głęboko przemyśleć (co by się stało, gdyby to mi się przytrafiło?). I tu muszę przyznać - piątka dla speców od efektów specjalnych! To było prawdziwe 3D. Ale to chyba jedyny mocny plus tego filmu. Bo reszta wręcz prosi się o poprawkę.
Przede wszystkim denerwowało mnie to, że głównej bohaterce cały czas się coś nie udawało. No bez przesady, żeby mieć takiego pecha? Nie potrafiła się złapać metalowych prętów ani nic. Niezmiernie mnie to irytowało - w końcu chyba trzeba przejść jakieś szkolenie, gdy się pracuje w NASA. Może za bardzo się czepiam, ale nie daje mi to spokoju.
W skrócie: Dwoje astronautów stara się przeżyć po tym, gdy ich stacja badawcza zostaje zniszczona.
Film był średni. Muzyka była nawet niezła, jak również efekty, o których wspominałam. Ale prócz tego musi być coś jeszcze. Historia do przekazania... która niestety nie została należycie dopracowana.

Ocena: 4/10 

UWAGA: PO PREMIERZE THORA 2 NAPISZĘ OLBRZYMIĄ RECENZJĘ :)