piątek, 1 marca 2013

006. I'm having an old friend for dinner... cz.1

"I ate his liver with some fava beans and nice Chianti" - cytat z filmu, który powinien obejrzeć każdy kinomaniak. "Milczenie Owiec" to obowiązkowa pozycja dla fanów kina, ale nie tylko.
Z okazji 22 lecia filmu (które minęło 14 lutego), postanowiłam co tydzień publikować recenzję każdego z czterech filmów o Hannibalu Lecterze, zaczynając od daty powstania.
Film, którym zajmuję się dzisiaj, opowiada o agentce Clarice Starling, która zostaje zwerbowana do zapoznania się ze sprawą Bufallo Billa - mordercy obdzierającego ze skór swoje ofiary. Jej zadaniem jest wyciągnięcie informacji od psychiatry-kanibala skazanego za wielokrotne mordy - doktora Hannibala Lectera. Jednak pomiędzy agentką i mordercą rodzi się dziwna więź. Hannibal chce, aby w zamian za informacje dotyczące Bufallo Billa Clarice dzieliła się z nim wspomnieniami ze swojego dzieciństwa.                                  Pewnie nie wydaje się Wam to ciekawe, czytając mój marny opis. Ja po prostu nie potrafię wyrazić perfekcyjności tego filmu.
Co jest fenomenem tej historii?
Fenomenem tego filmu jest z pewnością wspaniała obsada - kapitalny Anthony Hopkins w roli Hannibala Lectera. Przerażał, a jednocześnie przyciągał widza swoją tak perfekcyjnie oddaną postacią, swoją mową, gestami itp. Dla niego samego z pewnością warto obejrzeć ten film. 
Anthony Hopkins zrobił coś niezwykłego - on nie grał postaci. On nią po prostu był. Potrzeba naprawdę niezwykłych umiejętności aktorskich, aby sama postać Lectera stała się kultowa. Nie mógł zagrać tego lepiej. Nikogo nie dziwi Oscar, którego dostał. Amerykański Instytut Filmowy przyznał w 2005 roku słynnej kwestii Hannibala 21 miejsce w kategorii 100 najlepszych kwestii filmowych wszech czasów oraz 1 miejsce w kategorii 100 najlepszych bohaterów i złoczyńców wszech czasów w roku 2003. Hopkins był po prostu fe-no-me-na-lny.
Także Jodie Foster zagrała bardzo dobrze, jednak według mnie, trochę w tym filmie przysłaniał ją Hopkins. Aktorka także wygrała Oscara, a postać przez nią odgrywana również została umieszczona w "100 bohaterach i złoczyńcach..." na miejscu 6. Foster spisała się znakomicie.
Akcja rozkręca się powoli (chociaż w sumie można powiedzieć, że jest jej bardzo mało) jednak z każdą chwilą wzrasta napięcie widza. Nie ma momentów nudnych lub niepotrzebnych - każdy element jest istotny i prowadzi do drugiego. To lekkie napięcie i podekscytowanie sprawiło, że film stał się takim arcydziełem.
Jednak zdecydowanie największą zaletą tego filmu są rozmowy agentki Starling z doktorem Lecterem. To, jak mężczyzna powoli naprowadza ją na kolejne tropy, a ona dzieli się z nim szczegółami dotyczącymi swojego życia sprawia, że zawiązuje się między nimi dziwna więź. To ona powoduje, że wprost nie możemy się doczekać kolejnego spotkania Clarice i Hannibala. To, co dzieje się między nimi jest naprawdę bardzo ciekawe - żadne nie może bez siebie funkcjonować. Aby się jedno dowiedziało się czegoś od drugiego, musi samo odsłonić cząstkę swojej duszy.
Szczególnie niesamowity jest moment, w którym Clarice przychodzi do Lectera i rozmawia z nim o krzyku owiec. Opowiada mu historyjkę ze swojego dzieciństwa, w której budzi się w nocy słysząc rozpaczliwy płacz owiec. Zabiera jedno jagnię i ucieka z nim do lasu. "Pomyślałam... ze jeżeli uratuję choć jedno, to one zamilczą..." - mówiła. Jest to jeden z najważniejszych momentów w filmie. A gdy po agentkę przychodzi eskorta i zabiera ją do samolotu, Hannibal przypomina jej o aktach, które mu zostawiła. Starling wyrywa się agentom i podbiega do Lectera. I właśnie wtedy możemy obserwować jeden z najpiękniejszych momentów światowej kinematografii - jest to o wiele bardziej romantyczne niż tysiące pocałunków, śpiewania pod balkonem i kolacji przy świecach. Ten sam DOTYK. Muśnięcie.
Nie można także zapomnieć o innych szczegółach, które powodują, że ten film jest tak niesamowity. Choćby o słynnej ćmie, scenie ucieczki z więzienia (to dopiero było napięcie!)... Dużo by wymieniać.
Naprawdę, ten film ma mnóstwo zalet i powodów, aby go obejrzeć. To wszystko składa się na fenomen „Milczenia owiec”.
Czy film jest taki jak książka?
Niemalże identyczny. W filmie zawarto prawie wszystko, co było w książce. Są nieznaczne odstępstwa od oryginału, nie mające wpływu na ogólny obraz. Książkę także bardzo polecam. Chociaż mogę powiedzieć, że to chyba jedyny według mnie przypadek, gdzie to właśnie film jest lepszy od książki. A nie na odwrót.
Co mogę dodać na koniec? Jedynie to, że dla mnie ten film jest arcydziełem. Wszelkie pozytywne opinie są jak najbardziej uzasadnione.   
Oczywiście wiele osób mówi, że ten film jest przeceniony przez poprzednie pokolenie, ale nie zgadzam się z tym. Znam wiele osób, które tak jak ja są pasjonatami "Milczenia Owiec" a są w moim wieku.
A więc żegnam się z Państwem i dziękuję za przyjemny wykład (co ciekawe, słowo "wykład" znaczy po angielsku "lecture", od którego pochodzi nazwisko naszego słynnego kanibala).
I pamiętajcie o zasadzie obowiązującej już dzisiaj na całym świecie - Quid pro quo.

Ocena: 10/10

10 komentarzy:

  1. wow, to jest książka do tego filmu? :o muszę koniecznie przeczytać, to mój ukochany film!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem pasjonatem c: Kocham kreację Lectera stworzoną przez Hopkinsa. Geniusz. Co prawda, film obejrzałam zanim przeczytałam książkę, czego staram się nie robić, mimo to, i książka i film były cudowne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać nie tylko ja uważam, że film jest lepszy od książki ;) Chociaż czytając książkę i mając w głowie głos Hopkinsa efekt jest piorunujący.
    Kiedy zobaczyłam fragment odnośnie sceny, gdy Hannibal dotyka palca Clarice... mój boże - jakbym czytała o sobie. <3
    Jednego mi niestety zabrakło w recenzji. Gdzie Ted Levine? Jego rola w tym filmie, choć znacznie mniejsza niż Hopkinsa i Foster, była wręcz perfekcyjna. Nie wspominając już o mistrzowskiej scenie z piosenką "goodbye horses" ;) Levine był w tym filmie fenomenalny - o ile Hopkins jednym spojrzeniem przyprawiał o dreszcz, o tyle Levine przerażał swoim szaleństwem. Moim zdaniem to jedna z przyczyn dla których ekranizacja jest lepsza od książki. Rozmowy Hannibala i Clarice nabierają życia, ale to Levine wypełnia najsłabszy punkt książki. W powieści postać Buffalo Billa jest trochę nijaka. W porównaniu do Czerwonego Smoka z poprzedniej części Bill wypada wręcz przeraźliwie blado. Interpretacja Levine'a nadaje Billowi tej wyrazistości jaką miał Smok :)

    Nie mogę się już doczekać recenzji Smoka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, rzeczywiście zapomniałam o Tedzie... Może przez to, że za bardzo popłynęłam na statku miłości Hannibala i Clarice, omijając resztę istotnych momentów w filmie :) Przepraszam, ale jakoś tak mi się zapomniało, właściwie, to dzięki Tobie dopiero teraz to zauważyłam.

      Usuń
    2. Jak ja to rozumiem. Jak pierwszy raz oglądałam film to po tej scenie z muśnięciem paluszka chyba do końca filmu miałam wypieki na twarzy <3 Zresztą chyba nadal tak mam :)
      A Ted był kapitalny w tym filmie. Chyba lepiej dobrać go nie mogli ;)

      Mam nadzieję, że Smok pojawi się już wkrótce...?

      Usuń
    3. Ja również! Ich miłość jest taka cudowna, taka fascynująca :) Nawet zaczęłam pisać o nich opowiadania (lub fanfiction, jak kto woli), tak bardzo ich kochałam, zresztą nadal kocham.
      Tak, recenzję postaram się dodać na weekend, ponieważ aktualnie pracuję nad czymś innym. Pewnie pojawiłaby się zdecydowanie wcześniej, gdyby nie to, że nikt tego nie czytał, dlatego nie miałam motywacji.

      Usuń
    4. I te ich spojrzenia. To było coś niesamowitego. Niech się wszystkie romansidła schowają. Nie ma nic bardziej romantycznego od Hannibala i Clarice w "Milczeniu Owiec" :D Absolutna perfekcja. Niesamowita chemia. Ósmy cud świata po prostu.
      Opowiadania o Hannibalu i Clarice... Pochwal się koniecznie ;)

      Mam nadzieję, że ja Cię motywuje? ;)
      Swoją drogą skoro już filmowy plan recenzji... to może i "Manhunter" się pojawi? Niedawno ten film odkurzyłam (w ramach terapii po pewnym serialu i jego jednym odcinku) i powiem Ci, że taki inny, ale coś w sobie ma... A Hannibal przypomina mojego byłego internistkę, który mnie zawsze przerażał ;)

      ps. Najpierw "chanti" czyli prawie chianti, a teraz mam hasło "favbens"... Jakieś takie hannibalowe te hasła dzisiaj ;)

      Usuń
    5. Noo i ten paluszek i "goodbye agent Starling", czy jak to tam było, już nie pamiętam :) Boże, to było arcydzieło. I jeszcze ich rozmowy, AHHH zaraz się utopię w ich miłości, ktoś mnie musi powstrzymać przed rozpływaniem się przy Clannibal <3

      Pochwalę pochwalę! Właśnie do tego założyłam bloga arendelle.blogspot.com, gdzie będę umieszczać najróżniejsze opowiadania o najróżniejszej tematyce. Właśnie zabieram się za kończenie aktualnej serii i przechodzę do Clannibal, więc jeśli jesteś zainteresowana, to będzie mi bardzo miło gdy wpadniesz :)

      No oczywiście, że Ty! Gdyby nie Ty, to pewnie bym się nie zabrała za recenzję "Po drugiej stronie maski" oraz "Czerwonego smoka". Bardzo dziękuję, że chce Ci się to wszystko czytać, jest mi z tego powodu niezmiernie miło :)

      Oczywiście, że się pojawi, ale dopiero po tych dwóch, co wyżej wymieniłam. Aktualnie piszę recenzję ostatnich filmów, które pojawiły się w kinach, później będzie CS, następnie trochę filmów Marvela, P2SM, kolejna aktualizacja filmów i wtedy "Manhunter". Do tego filmu to już w ogóle mam inne odczucia, ale o tym w recenzji :)

      Moim mottem od jakiegoś czasu jest "eat the rude", z serialu. Nie mogę się od tego uwolnić :) Moi znajomi boją się tej fascynacji Lecterem; myślą, że chcę spróbować ludzkiego mięsa (no bo kto by nie chciał? :D).

      Usuń
    6. Tak i w tej jednej scenie było więcej emocji niż we wszystkich znanych romansidłach :) To było cudowne i aż chodzą ciary. Tutaj się nie da nie zachwycać i nie kochać tego <3

      Z przyjemnością wpadnę. Hasło: Clannibal i już mnie masz ;)
      Muszę znaleźć swoją miniaturkę w temacie Clannibal i też gdzieś wrzucić. Mam nadzieję, że mi nie przepadła, bo miałam komputer w naprawie i wszystkie dane zgrałam na dysk i nawet ich nie przejrzałam.

      Recenzje bratniej duszy w końcu. Poza tym mogę sobie z kimś o podobnych zainteresowaniach podyskutować. Czego chcieć więcej? ;)

      Ja Łowce oglądałam po Czerwonym Smoku i Milczeniu, więc strasznie ciężko mi było zaakceptować innego Hannibala i innego Francisa niż Ci tych jedynych słusznych. Za to Will był całkiem niezły. Zupełnie inny niż Norton, ale ciekawy. Chociaż... no właśnie - ten film jest dobry, ale jakiś taki dziwny :D

      Ostatnio oglądałam film dokumentalny o niemieckim kanibalu Arminie Meiwesie (bardzo ciekawy człowiek) i moja babcia była niezmiernie zgorszona moim oburzeniem na to, że facet dostał dożywocie. Jeśli nie kojarzysz to polecam artykuł o nim http://3dno.pl/penis-z-czosnkiem/ - strasznie mnie oburzało, że mówi się tu o morderstwie skoro teoretycznie zamordowany był tu podżegaczem. No i co jeszcze ciekawego - później odsiadujący wyrok Meiwes podobnie jak Hannibal współpracował z policją w sprawie śledztwa innego niemieckiego kanibala. Bardzo ciekawa historia.

      Usuń
    7. Bardzo chciałabym poczytać coś o Clannibal w Twoim wykonaniu :) Dlatego jeśli masz cokolwiek, to możesz mi to wysłać na maila nyota71@gmail.com, jeśli oczywiście będziesz chciała. Po prostu za mało Clannibal jest na tym świecie, a ja z tego powodu cierpię.

      Cieszę się, że możemy tak sobie popisać. W tych czasach, znalezienie bratniej duszy jest ogromnym skarbem ;)

      Właśnie przeczytałam ten artykuł i wiedziałam, że coś kojarzę. Jestem zdziwiona, że dostał dożywocie - w końcu tamten facet sam mu się oddał na śmierć, prawda?

      Usuń