sobota, 9 lutego 2013

001. Śpiewanie, granie, nagród dostawanie

Zamiast powitania...
Zaprezentuję pierwszą filmową recenzję na tym blogu. 
"Nędznicy" - musical, który zdobył trzy Złote Globy i osiem nominacji do Nagrody Akademii z pewnością załużył na owacje. Chociaż nie na stojąco.
Nie oglądałam żadnych innych ekranizacji, nie czytałam książki. Mogę więc powiedzieć, że oceniam wszystko z poziomu nowicjusza, który nigdy nie miał z "Les Miserables" doczynienia.
Reżyser Tom Hooper zrobił rewelacyjne widowisko na podstawie powieści Wiktora Hugo wraz z kapitalną obsadą. Ale po kolei.
Nominowany do Nagrody Akademii aktor Hugh Jackman, tym razem zamiast mutanta z adamantiowymi kośćmi, wcielił się w Jeana Valjeana. Jest to główny bohater, który będąc zbiegłym więźniem dostaje szansę od Boga na lepsze życie. Za kradzież chleba zostaje skazany na dwadzieścia lat przymusowej pracy. Niesprawiedliwość która go dotknęła nie daje mu spokoju. Chleb bowiem ukradł dla głodującej rodziny, a z natury nie był złodziejem. 
Gdy zostaje złapany przez inspektora Javerta (w tej roli niesamowity Russell Crowe) myśli, że jego cały świat legł w gruzach. Jednak los się do niego uśmiecha i Jean Valjean zostaje przedterminowo zwolniony.
Zaczynając życie od początku, nie mając kompletnie niczego znajduje drogę do Boga. Uświadamia sobie, że przez cały czas On na niego patrzył. A co za tym idzie? Wiele niesamowitych scen. Jackman słusznie za odegraną postać zgarnął Złoty Glob.
Grająca u jego boku Anne Hathaway, która także załapała się na oscarową nominację i Złoty Glob, wcieliła się w Fantine - samotną matkę żyjącą w skrajnej nędzy. Jest tak biedna, że sprzedaje swoje włosy i aby utrzymać siebie i swoją córkę zostaje prostytutką.

Jej rola nie zrobiła na mnie większego wrażenia, aczkolwiek przez wszystkich znana i śpiewana pieśń "I dreamed a dream" była niezwykle poruszająca, mnie wzruszyła do łez. Reżyser słusznie postąpił ukazując tylko samą twarz aktorki, dzięki czemu jej ekspresja ściskała serce i ukazywała ból bohaterki. Hathaway do tej roli schudła kilkanaście kilogramów i ścięła swoje włosy. Jak mówiła w jednym z wywiadów, było to dla niej traumatyczne przeżycie i mimo tego, że sama wpadła na ten pomysł, to później płakała jak histeryczka. Według mnie jej podejście i determinacja sprawiły, że zasłużyła na nominację "najlepszej aktorki drugoplanowej".
Jednak postacią, która zrobiła na mnie największe wrażenie była persona odegrana przez Russella Crowe'a. Javert w którego się wcielił, był inspektorem ścigającym Jeana Valjeana przez prawie dwadzieścia lat. Dążył do celu mimo tego, że chyba pogodził się z tym, że jego los był już przesądzony. Jednak nie poddał się. I to najbardziej spodobało mi się w tym bohaterze. Russell Crowe odegrał Javerta na najwyższym poziomie - był bardzo naturalny i realistyczny. Człowiek ma ochotę się z nim utożsamić - tyle lat wędrówek i poszukiwań, które nie odniosły skutku. Tak jak w prawdziwym życiu.
Według mnie to właśnie Crowe zasłużył na Oscara, nie dostał jednak nominacji. Szkoda.
Niedocenioną i niezauważoną postacią była Eponine odgrywana przez Samantę Barks. Jej rozpaczliwy śpiew w deszczu był piękny i poruszający. Aktorka ma naprawdę dobry głos. Była postacią tragiczną, przeciwieństwem nijakiej Cossete granej przez Amandę Seyfried.

Po Helenie Bohnam Carter można się było spodziewać jaką odegrała rolę (czyt. sprytna, cwana, szalona, dziwnie ubrana kobieta), Eddie Redmayne zagrał bardzo przeciętnie, a Sacha Cohen nie przypadł mi do gustu.
A co ze śpiewem? Dla mnie wciąż czymś niepojętym i nieprawdopodobnym jest to, że aktorzy śpiewali wszystkie piosenki na planie. Nie były one nagrywane w studiu jak to jest przyjęte w zwyczaju. Mikrofony były ukryte w kwiatach, wazonach, za pomnikami. Aktorzy musieli zdać test ze swoich umiejętności wokalnych i pokazać, że potrafią zaśpiewać nawet w najgorszych warunkach. Piosenki stanowią główny element filmu - bohaterowie po prostu swoje kwestie wyśpiewują. Trudno tutaj o dłuższy dialog. 
To właśnie powoduje, że "Nędznicy" mają świetny klimat i czuć w nich prawdziwą magię musicalu. Scenografia i kostiumy także zasługują na owacje.
Ale czemu nie na stojąco? Wadą tego filmu z pewnością jest jego długość. Wiele wątków możnaby po prostu wyciąć albo skrócić. Czasem jest zbyt chaotycznie i nie można się połapać w tym, o co chodzi. 
Dla mnie jak najbardziej zasłużona ocena 7/10. Polecam fanom musicali, ale nie tylko. W końcu to wspaniałe widowisko z gwiazdorską obsadą.
I oni naprawdę dobrze śpiewają!

Ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Jeszcze nie oglądałam.Ale i tak raczej nie obejrzę,bo po takich filmach mam w nocy straszne koszmary.
    Ja to wolę komedię(Są mniej dramatyczne)

    OdpowiedzUsuń