czwartek, 14 lutego 2013

003. Nie szczuj mnie swoimi psami

Obecnie jeden z najbardziej popularnych polskich zespołów rockowych postanowił wybić się na rynek zagraniczny. Raczej nikt się temu nie dziwi, ponieważ COMA ma ogromny potencjał. Łodzianie podjęli się tego zadania już w roku 2010 , kiedy to ukazała się płyta "Excess" - anglojęzyczny album, na którego składały się piosenki z ukazanej dwa lata wcześniej "Hipertrofii".
 Wokalista, a także autor tekstów Piotr Rogucki jak sam mówi, popełnił błąd. Piosenki tworzące "Excess" były tłumaczone dosłownie czyli polski=angielski. Nie wychodziło to najlepiej, zważywszy na to, że utwory COMY są pełne metafor i filozoficznych poplątań. Piotr Rogucki korzystał z angielskiego na jego poziomie, więc wielu metafor nie zawarł. Tak więc płyta przeszła bez echa. Przez fanów została przyjęta dosyć dobrze, ale osoby nie znające zespołu po prostu nie zwróciły uwagi na krążek.
Najnowszy album formacji COMA noszący nazwę "Don't set your dogs on me", którego jestem szczęśliwą posiadaczką został nagrany w języku angielskim. Ale członkowie zespołu podeszli do niego zupełnie inaczej.

"Don't set..." zawierający cały "Bez nazwy" (przez fanów ochrzczony mianem 'Czerwonego albumu") plus "Song 4 boys" czyli piosenkę promującą serial "Misja Afganistan", w którym Piotr Rogucki gra jedną z głównych ról nie został tłumaczony dosłownie. Niektóre piosenki są kompletnie inne niż ich pierwotny, polski oryginał. Jedynie piosenka "Na pół" została przetłumaczona bardzo podobnie do ojczystej poprzedniczki. 
A reszta?
Muzyka jest identyczna, tekst już nie. Ale właśnie to ma zadecydować o sukcesie krążka na rynku zagranicznym, którego dosłownie tłumaczony "Excess" nie podbił. Gdy w polskiej wersji teksty mówią o Łodzi i innych polskich miastach, tu już zostały zamienione na miasta powszechnie znane - Moskwa, Nowy York, Bangkok. Piosenka "0Rh+" to już nie jest "Lion" - choć podkład ten sam, to tekst kompletnie inny. Piosenki są luźnymi powiązaniami. Czy dobrze? 
To już nie jest ta COMA sprzed dziesięciu lat. To zespół zmieniający się na przestrzeni czasu. Niektórzy mówią, że na gorsze, inni na lepsze. Fani podzielili się na zwolenników i przeciwników albumu "Bez nazwy". Uważam, że "Czerwony..." nie jest krążkiem wybitnym, jakim była płyta "Pierwsze wyjście z mroku". To album z lekka komercyjny, ustawiony pod większą publikę. Tragiczne wręcz "Na pół" zostało przyjęte entuzjastycznie przez masową publikę. Jest to oczywiście inne, świeże i nowe wcielenie COMY, ale według mnie stracili swój dawny charakter. Gdzie piosenki były mocne, prawdziwe, niektóre uderzały w najgłębsze zakamarki umysłu, często powodując szczęście, złość, płacz. "Czerwony album" bezpowrotnie to stracił. Nadzieją były według mnie tylko piosenki "0Rh+", "Białe krowy" i "W chorym sadzie". Niestety to za mało, aby uznać tą płytę za wybitną. Na anglojęzycznym odpowiedniku z pewnością na wyróżnienie zasługuje "Keep the Peace", "A better man" lub "Dance with a Queen".

"Don't set your dogs on me" jest o tyle ciekawy, że można doszukiwać się w piosenkach zupełnie czegoś innego, co nie jest powiązane z "Czerwonym albumem". Chłopakom się udało - odwalili kawał dobrej roboty, z pewnością uda im się porwać zagraniczną publiczność. Ja, jako ogromny fan jestem z lekka zawiedziona, ale to z pewnością efekt porównywania tego albumu i ich starymi krążkami. 
Dla nowicjuszy - naprawdę świetna rozrywka, jak najbardziej polecam do posłuchania. Jest dużo dobrych riffów, niektóre są ciężkie, a niektóre lekko zakręcone i przyjazne. 
Dla długoletnich fanów - ciekawy album, nieporównywalny jednak z poprzednimi krążkami (stracił swój urok i oryginalność taki jaki miała "Hipertrofia"). Do posłuchania, ale rewelacji nie ma. 
Anglojęzyczny album Roguckiego i spółki na pewno przypadnie do gustu publiczności zagranicznej. A czy Polakom? Niektórzy ich obrzucą obelgami, inni padną do stóp. Prawdziwi fani powinni jednak stać spokojnie i przyglądać się kolejnym poczynaniom zespołu. Mam nadzieję, że nie zostaną zawiedzeni.



Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz